Wiadomości z rynku

środa
27 listopada 2024

Masz autobusy lub ciężarówki to płać

Przewozy. Nie prowadzisz działalności transportowej? Musisz mieć kwit
01.08.2008 00:00:00
Jeśli masz w firmie ciężarówkę albo autobus, automatycznie jesteś podejrzany o prowadzenie działalności transportowej. Aby jej nie prowadzić, nie wystarczy po prostu nie mieć licencji transportowej, która jest formalnym warunkiem do świadczenia tego typu usług. Trzeba jeszcze mieć zaświadczenie, że się nie ma takiej licencji i jeździ niezarobkowo, na własne potrzeby.
Absurd? Gdy człowiek przyjrzy się istocie tego przepisu, jego nonsensowność poraża. To tak, jakby od każdego użytkownika auta osobowego żądać zaświadczenia, że wykorzystuje je na własne potrzeby, a nie jako taksówkę. Jednak większość z nas przyzwyczaiła się do tego, że jak ma się w firmie duży pojazd ciężarowy na własne potrzeby, trzeba mieć specjalne zaświadczenie ze starostwa, że nie prowadzi się usług transportowych. Z tego samego wydziału, który wydaje licencje.
"Typowa polska paranoja"
Zwrócił na to uwagę jeden z respondentów Nadzwyczajnej Komisji Sejmowej "Przyjazne Państwo", powołanej ponad pół roku temu do zewidencjonowania i zlikwidowania prawnych absurdów utrudniających życie obywatelom. Jego zgłoszenie znalazło się w pierwszej trójce największych nonsensów wyłonionych przez prezydium komisji.
"Jako firma produkcyjna posiadam samochód ciężarowy, 5 ton DMC, dla potrzeb prowadzonej działalności - pisze w zgłoszeniu przedsiębiorca. - Nie wykonuję usług transportowych, ale muszę posiadać zaświadczenie o braku licencji na transport usługowy. Zaświadczenie płatne co rok w powiecie. Rozumiem, że wprowadzając konieczność posiadania zezwoleń na transport usługowy, pobiera się jakąś daninę za wydanie odpowiedniej licencji, ale żeby przy okazji płacić za zaświadczenie, że ktoś nie wykonując usług transportowych, nie posiada takiej licencji? To typowa polska paranoja".
Lista podobieństw
Przyjrzeliśmy się temu bliżej. Urzędnicy wyjaśnili nam, że wymóg posiadania zezwolenia na tzw. przewozy własne wynika z ustawy o transporcie. Tej samej, która reguluje tryb uzyskiwania licencji na transport zarobkowy. Aby ubiegać się o tego typu zaświadczenie, trzeba zgłosić się do tej samej komórki starostwa, która wydaje licencje. Podobnie jak w przypadku licencji, aby uzyskać zaświadczenie o przewozach na własne potrzeby, trzeba przedłożyć cały skoroszyt dokumentów: aktualny odpis z rejestru działalności gospodarczej, kserokopię zaświadczenia o nadaniu numeru NIP, kopie dokumentów o dopuszczeniu do ruchu pojazdów, które posiadamy, tytuły własności tych aut lub umowy leasingowe itp. Jedyna różnica: nie trzeba przedkładać certyfikatu kompetencji zawodowych.
Za wszystko trzeba słono zapłacić
I najważniejsze z podobieństw zaświadczeń o posiadaniu lub nieposiadaniu licencji: za oba dokumenty trzeba zapłacić. 100 złotych za każdy rok zezwolenia na transport na potrzeby własne. Maksymalny czas ważności takiego dokumentu to 5 lat. Za taki okres płaci się 500 zł.
- Ale samo zaświadczenie to jeszcze nie wszystko - przypomina nam urzędniczka starostwa powiatowego we Wrocławiu. - Tak samo jak w przypadku licencji transportowej, trzeba jeszcze zaopatrzyć się u nas w odpisy tego dokumentu w liczbie odpowiadającej liczbie pojazdów użytkowanych przez daną firmę. Koszt: po 20 złotych od sztuki za każdy rok.
Wychodzi więc, że jeśli ktoś ma w firmie jeden samochód i chce mieć zezwolenie i odpis o 5-letnim okresie ważności, musi wydać na to 600 złotych.
Rzecz ciekawa: 15-letnia licencja na krajowy, zarobkowy transport drogowy, wydawana przez ten sam wydział, kosztuje tylko 888 złotych. W przeliczeniu na rok opłata za zezwolenie na przewozy zarobkowe jest więc niższa, niż za zaświadczenie na przewozy niezarobkowe.
Taka sama kara
Jaki ma to sens? Urzędnicy tłumaczyli nam, iż przy wydawaniu zaświadczeń uprawniających do przewozów drogowych na potrzeby własne chodzi o to, aby eliminować z obrotu gospodarczego nieuczciwych przedsiębiorców, świadczących usługi przewozowe na dziko, czyli bez licencji transportowych. Jednak na czym konkretnie polega to "eliminujące oddziaływanie", nikt nie potrafił nam logicznie wyjaśnić.
Na dobrą sprawę bowiem można przecież mieć takie zaświadczenie i mimo to wozić komuś ładunki albo pasażerów na lewo, pobierając za to zapłatę. Tak samo można to robić i bez żadnego zaświadczenia. W obu przypadkach płaci się za to karę w wysokości 8 tys. złotych. Taka kara grozi także tym przedsiębiorcom, którzy wykonują transport na potrzeby własne bez odpowiedniego dokumentu.
Takie wymogi są w innych krajach UE
Mimo to osoby związane z branżą transportową dziwią się, że komisja sejmowa kierowana przez kontrowersyjnego posła Janusza Palikota właśnie ten przepis wybrała jako sztandarowy przykład absurdalności polskich przepisów. Dla naszych rozmówców-przewoźników te zaświadczenia to oczywistość.
Michał Pierzchała, naczelnik wydziału w krakowskim oddziale Inspekcji Transportu Drogowego, twierdzi nawet, że nie uda się tak łatwo usunąć tej regulacji z polskiego prawa, co wcześniej zapowiedzieli posłowie z komisji.
- Bo to wcale nie jest "polska paranoja". Taki wymóg zaświadczeń o wykonywaniu przewozów na potrzeby własne obowiązuje w całej Unii Europejskiej - twierdzi funkcjonariusz ITD.
Grupa ściśle inwigilowana
Gdy poprosiłem o komentarz w tej sprawie jednego z naszych Czytelników, który od kilku lat ma samochód ciężarowy na potrzeby własne i zarazem wynajmuje się jako kierowca do prowadzenia innego auta w firmie przewoźniczej, narzekał na konieczność wykupywania zaświadczeń stosunkowo krótko. Szybko "zdryfował" w tematykę dotycząca dokumentowania czasu pracy kierowców. - Jesteśmy najbardziej inwigilowaną grupą zawodową, a twórcy przepisów o transporcie uważają nas wszystkich za przestępców! - grzmiał.
Zirytowało go, że czas pracy kierowców muszą dokumentować nie tylko tachografy. - Wcale nie jest oczywistością, że jak tachograf w danym dniu nie odnotował mojej pracy w aucie, to znaczy, że nie pracowałem. Muszę mieć zaświadczenie od pracodawcy, że w tym czasie byłem na urlopie, a oprócz tego, jakby tego było mało, także podpisane przeze mnie oświadczenie, iż faktycznie w danym czasie przebywałem na urlopie - mówił. - Ostatnio uśmialiśmy się z szefem z tych przepisów. On raz, bodaj w grudniu, podstawił moje auto pod załadunek, a potem, chyba w kwietniu, przestawiał je na parking. To trwało sekundy. Okazało się, że musi teraz napisać oświadczenie, co robił w okresie między tymi dwoma przypadkami, kiedy zdarzyło mu się wsiąść do tego pojazdu. Szef wziął kartkę i napisał, że w tym czasie zarządzał firmą.
Klikając [ Zapisz ] zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W każdej chwili możesz się wypisać klikając na link Wypisz znajdujący się na końcu każdej z otrzymanych wiadomości.